niedziela, 22 września 2013

Jeden.

Zirytowana siedziałam przy stole w rodzinnym domu nerwowo stukając paznokciami w fakturę ulubionego kubka. Wdychałam zapach znienawidzonych flaków gotowanych przez rodzicielkę błądząc myślami daleko stąd. Bez większego przejęcia słuchałam, jak młodsza siostra zachwyca się siatkarzami, co chwilę powtarzając, że niejaki Bartosz Kurek ma cudowny uśmiech i na pewno by mi się spodobał. Nie mogła wyjść z podziwu jego błękitnych oczu i nieokiełznanej fryzury,a  najbardziej rozanielona stała się mówiąc o wyrzeźbionym torsie. Przewracałam tylko oczyma mając tego już szczerze dość i odliczałam czas, aż w końcu będę mogła stamtąd wyjść. Chwilę później przebrałam wygodne dresy na obcisłą sukienkę i zniechęcona zeszłam na dół, gdzie siedziała już cała familia. Zjazdy rodzinne od zawsze były pieprzoną tradycją, której nienawidziłam. Szwendałam się wokół krewnych, jak najstaranniej omijając wredne ciotki. Jedna pytała o to, kiedy w końcu znajdę sobie jakiegoś kawalera, kolejna wypytywała czy wreszcie zajmę się jakąś porządną pracą, a trzecia przyglądała się ukradkiem mojej osobie wypytując usilnie, czy aby na pewno nie jestem w ciąży, bo przytyłam ostatnio i jem troszkę więcej. Zmuszana przez ojca, który twierdził, że skoro nie mam na koncie żadnych sukcesów, którymi nie może się chwalić, to chociaż powinnam być miła dla ludzi, odpowiadałam grzecznie na wszystkie pytania. Gdy już wszyscy wiedzieli, kiedy przypadają mi dni płodne, że moja praca w stu procentach mi odpowiada, a ciotki zaczęły snuć teorie, że na pewno wolę kobiety, usiadłam w ulubionym fotelu z dala od wszystkich. Upijając gorącą herbatę rozkoszowałam się chwilą pozornej samotności. Przyglądałam się dzieciakom beztrosko biegającym wokół stołu. Jeszcze tak wiele przed nimi, jeszcze tak wiele mogą zrobić ze swoim życiem. Przymknęłam oczy. Zwykła myśl, a tak zabolała. Spojrzałam jak cała rodzina z zachwytem wpatruje się w moją młodszą siostrą. Zażenowana słuchałam jak ojciec z przejęciem opowiada o sukcesach, jakie odnosi w sporcie oraz o tym, jak wspaniale się uczy i jak wysokie stypendium otrzymała za swoje wspaniałe oceny. Z kamienną twarzą przeszłam obok podekscytowanych rodziców kierując swe kroki do pokoju. Spakowałam wszystkie przywiezione kilka dni temu rzeczy i po cichu zniosłam je do samochodu.
-Dziecino, ty nadal się nie zmieniłaś -usłyszałam zamykając bagażnik. Doskonale znałam ten czuły i wiecznie zatroskany głos. Uśmiechnęłam się pod nosem obracając twarz w stronę dziadka.
-Taki mój urok -wzruszyłam ramionami siadając obok niego na drewnianej huśtawce.
-Nie przejmuj się nimi, ważne, że ty lubisz swoje życie.
-Wiem, dziadku -westchnęłam ciężko, a on przytulił mnie do siebie głaszcząc dłonią moje włosy. Pierwszy raz od dawna poczułam się naprawdę bezpieczna.
-Musisz być silna. Szczęście samo cię nawiedzi w najmniej oczekiwanym momencie -uśmiechnął się do mnie ciepło. Ucałowałam jego policzek czule się z nim żegnając, po czym wsiadłam do samochodu i po prostu odjechałam nie żegnając się z nikim innym.
Przemierzając polskie drogi dopadły mnie głupie myśli o sensie istnienia i zaczęłam się zastanawiać czy naprawdę lubię swoje życie, jednak szybko odgoniłam dręczące myśli, aby nie dobijać się jeszcze bardziej. Nucąc pod nosem nadawane w radiu piosenki szczęśliwie dotarłam do Bełchatowa. Wysiadając pod blokiem od razu zadzwoniłam do pani Jadzi informując, że zaraz odbiorę od niej Fokusa, po czym skierowałam kroki do jej mieszkania. Grzecznie dziękując za opiekę nad moim pupilkiem wręczyłam jej butelkę ulubionego wina i wysłuchałam ględzenia, że nie trzeba było wydawać pieniędzy i wreszcie udałam się do własnego lokum. Rzuciłam torbę do garderoby, po czym nasypałam Fokusowi karmy do miseczki i otworzyłam lodówkę w nadziei, że znajduje się tam coś, co nadaje się do skonsumowania. Jak to mówią - nadzieja matką głupich. Westchnęłam i bez zastanowienia zamieniłam sukienkę na czarne legginsy i szeroką koszulkę, po czym na nogi wsunęłam rolki, za które swego czasu wybuliłam sporą sumę pieniędzy. Chwyciłam słuchawki i portfel następnie opuszczając mieszkanie. Wytykałam sobie pod nosem, że znów zapomniałam zrobić zakupy, a przecież mieszkam na takim zadupiu, że w pobliżu nie ma żadnego spożywczaka. Jak najszybciej zrobiłam zakupy, po czym udałam się w drogę powrotną. Snułam się powoli po chodniku pałaszując paczkę ulubionych ciasteczek myśląc, że moja dieta właśnie poszła się jebać, kiedy poczułam silne uderzenie, na skutek którego wyłożyłam się na posadzce.
-Cholera, moje ciasteczka -mruknęłam patrząc zniesmaczona na pokruszone Pieguski.
-Jezu, nic ci nie jest ? -nachylił się nade mną pokaźnych rozmiarów mężczyzna maczając mi dłonią przed nosem.
-Wszystko dobrze, ale ty powinieneś nauczyć się jeździć -odpowiedziałam patrząc na niebieskookiego podpierającego swój rower. Zachichotał cicho i pomógł mi wstać.
-Przepraszam, naprawdę nie wiem jak to się stało -odparł lekko zakłopotany, a jego twarz oblał rumieniec. Zagarnęłam włosy na twarz czując, że pod wpływem jego przeszywającego spojrzenia również robię się czerwona.- Może dasz się zaprosić na przysłowiowe ciastko i kawę ? Tak w ramach przeprosin.
-Nie, dziękuję. Spieszę się -odparłam szybko spuszczając wzrok onieśmielona jego uśmiechem.
-To może chociaż dowiem się, jak masz na imię ?
-Nie jest ci to do niczego potrzebne -wzruszyłam ramionami i speszona zaczęłam się powoli oddalać.
-W takim razie będę mówił do ciebie Piegusek -wykrzyczał. Zaśmiałam się.
-I tak nie będziesz już miał okazji -ostatni raz odwróciłam się w jego kierunku, po czym ponownie włożyłam do uszu słuchawki i udałam się w drogę powrotną do mieszkania. Z uśmiechem na ustach. Trzeba przyznać, że nieznajomy niesamowicie poprawił mi humor.
~*~
To tak na początek.
Lecimy z tym Kurkiem
Dlaczego właśnie on ? Najbardziej pasował mi do tej roli, po prostu.

niedziela, 15 września 2013

ulalalala

Kiedyś się tu pojawię.
Coś lekkiego.
Blog, który zaczynam, aby mieć coś, co pozwoli mi na chwilę uciec od szarej rzeczywistości.
Do przeczytania.