czwartek, 17 października 2013

Trzy.

-W tamtym wydaniu bardziej mi się podobałaś -usłyszałam wychodząc z garderoby ubrana w ciemne spodnie i rozciągnięty sweter. On siedział wygodnie na salonowej kanapie z Fokusem na kolanach, bawiąc się jego ogonem. Spojrzałam na nich zszokowana, gdyż mój kot jest bardzo wymagający i nie daje się zabrać na kolana pierwszemu lepszemu przechodniowi, a przy nim, nie dość, że leżał spokojnie, to jeszcze cicho pomrukiwał. Zaśmiałam się tylko cichutko i weszłam do kuchni, aby zabrać dwie lampki na wino, po czym usiadłam obok niego. Otworzył wino i rozlał je do lampek, po czym podał mi jedną.
-Siedzę na twojej kanapie, w twoim mieszkaniu, z twoim kotem na kolanach, pijąc wino z twojej lampki, więc może wreszcie dowiem się, jak ma na imię mój Piegusek? -uśmiechnął się w czarujący sposób, a ja spojrzałam na niego podejrzliwie. Byłam wręcz pewna, że kiedyś już widziałam ten uśmiech.
-Widziałeś mnie półnagą w moim własnym mieszkaniu i, jakby tego było mało, wpakowałeś się do niego, jak gdyby nigdy nic! Chcę pierwsza poznać twe imię -powiedziałam całkiem poważnie, a ten tylko parsknął śmiechem, jednak szybko spoważniał, widząc moją minę.
-Bartuś jestem -uśmiechnął się szeroko, wystawiając w moim kierunku ogromną dłoń.
-Ida -uścisnęłam ją, również się uśmiechając, po czym wzięłam łyk wina.
W mieszkaniu nastała cisza, ale wcale mi to nie przeszkadzało. Co chwilę słychać było tylko ciche pomrukiwanie Fokusa, który nie odstąpił Bartka nawet na krok i łasił się do jego kolan. Patrzyłam na nich z uśmiechem i z wielką uwagą przyglądałam się olbrzymowi okupującemu moją kanapę, czując, że skądś go znam. Wstydziłam się jednak zapytać o cokolwiek, więc w ciszy lustrowałam go przeszywającym spojrzeniem.
-Opowiedz mi coś o sobie -wypalił, nawet nie podnosząc wzroku z Fokusa. Zdziwiona, nerwowo poprawiłam kosmyki wciąż mokrych włosów, nie wiedząc jak mu odpowiedzieć.
-A co chciałbyś wiedzieć?
-Najlepiej wszystko. Co robisz?
-Powinnam siedzieć na studiach, ale pracuję.
-Co lubisz?
-Samotność, książki i wino.
-A sport? Może siatkówkę?
-Sport owszem, aczkolwiek siatkówki nie ogarniam -wzruszyłam ramionami, a ten podniósł na mnie przeszywające spojrzenie i poczułam się, jakby za chwilę miał zacząć cisnąć we mnie piorunami, jednak powstrzymał się i posłał mi tylko wymuszony uśmiech.
-A teraz najważniejsze. Masz chłopaka? Bo wiesz, bardzo lubię moją twarz i trzeba przyznać, że jest naprawdę ładna, a nie chciałbym, aby ktoś mi ją zniszczył prawym sierpowym -skrzywił się znacznie, przejeżdżając dłonią po swoim policzku, a ja wybuchłam gromkim śmiechem. Zaprzeczyłam ruchem głowy, a po chwili w salonie rozległ się brzdęk szkła, a ja ponownie zanurzyłam usta w czerwonym trunku.
-Teraz ty opowiedz mi coś o sobie.
-Nie ma o czym opowiadać -wzruszył ramionami zawieszając wzrok na moich oczach.- Jestem siatkarzem. Całe życie spędzam w pośród czterech ścian hali, wszystko podporządkowuje grze -patrzyłam w jego błękitne tęczówki z otwartymi ustami. Naprzeciwko mnie właśnie siedział, jak to mówiła moja siostra, światowej klasy przyjmujący, jeden z najprzystojniejszych polskich siatkarzy.
-A więc stąd cię znam! -wypaliłam, a on spojrzał na mnie, jak na idiotkę. Wszystko mu wytłumaczyłam i razem nabijaliśmy się z mojej siostry, którą Bartosz nazwał hotką.  Rozmawiało nam się niesamowicie przyjemnie i czułam się, jakbym znała go kilka lat i wiązała nas masa wspomnień, a procenty w naszej krwi tylko temu sprzyjały.                                                                                                                             Zrobiło się nieco smutno, gdy trunek wyparował nie tylko z naszych lampek, ale również z butelki. Rozochoceni na kolejną porcję alkoholu przeszukaliśmy wszystkie szafki, ale w żadnej nie znaleźliśmy nic, co mogłoby nas satysfakcjonować. Kiedy Bartek zarzucił na siebie kurtkę i już miał wychodzić do pobliskiego sklepu, z góry dotarła do nas głośna muzyka i śmiechy. Kurek przystanął i patrząc na mnie z cwanym uśmieszkiem powiedział:
-Mam dobry plan, jak się napić nie płacąc -poruszył charakterystycznie brwiami, a ja od razu zrozumiałam o co mu chodzi.
-Kurek, nawet o tym nie myśl. Nie wpakuję się na czyjąś imprezę, przecież nikogo stamtąd nie znam -stawiałam opór, cofając się powolutku w tył, aby zamknąć się w sypialni.
-Znasz mnie, a to w zupełności wystarczy -był sprytniejszy i w mgnieniu oka znalazł się tuż obok mnie. Wyrwałam nadgarstek z jego uścisku i wbiegłam do sypialni łapiąc za klamkę, ale niestety okazał się silniejszy i po chwili stanął obok mnie. Piszczałam i próbowałam uciec, jednak on nic sobie z tego nie robił i przerzucił mnie przez ramię, jak worek kartofli, po czym wyszedł z mieszkania spokojnie idąc piętro wyżej. Biłam pięściami w jego plecy i czułam, że zaraz zwrócę nie tylko niedawno wypite wino, ale również śniadanie. Nie pomogła ani prośba, ani groźba i po chwili zostałam wniesiona do mieszkania, niemal identycznego jak moje. Postawił mnie na środku salonu, uśmiechnięty od ucha do ucha, a wszyscy zgromadzeni wbili w nas ciekawskie spojrzenie. Czułam się co najmniej nie komfortowo, a Kurek jak gdyby nigdy nic, przedstawił mnie jako swoją nową znajomą, obejmując w pasie. Byłam na niego cholernie zła, ale nagle opanowało mnie przyjemne ciepełko, a na moje poliki wypłynął rumieniec.
Imprezowicze przyjęli mnie bardzo miło i po kilku minutach poczułam się jak wśród swoich. Przyjmujący zniknął gdzieś w tłumie, a ja chwyciłam kolorowego drinka i usiadłam w kącie, obserwując wszystkich wokół. Moja samotność nie trwała długo, gdyż dosiadł się do mnie jeden z olbrzymów, których było tutaj pełno. Podstawił mi pod nos kolejną szklankę napompowaną alkoholem. Dzięki procentom buszującym w mojej krwi, stałam się niesamowicie śmiała i bez problemu nawiązałam z nim rozmowę. Był bardzo sympatyczny, ale to chyba cecha wrodzona wszystkich siatkarzy. Przedstawił się jako Alek i nie był Polakiem, i chyba zależało mu na upiciu mnie, bo co chwilę donosił mi drinki, a ja powoli miałam dość. Czarował mnie swoim pięknym uśmiechem i mrugał oczkami, a na mnie to wszystko działało. Powtarzał, że jestem piękna, miła i cudowna, i chętnie zabierze mnie ze sobą,  a po chwili przysnął się blisko mnie i jego twarz była coraz bliżej mojej, aż w końcu nasze usta się zetknęły. Dostałam napadu pijackiego śmiechu, a zaraz potem opanowała mnie również pijacka czkawka, z której atakujący miał niezły ubaw.
Wszystko przerwał Kurek, który wpakował się pomiędzy nas i oznajmił, że koniec zabawy. Zmierzył mojego nowego przyjaciela morderczym spojrzeniem i pomógł mi wstać z krzesełka, po czym delikatnie wziął mnie na ręce i przetransportował do mojego mieszkania. Wniósł do sypialni i delikatnie położył na satynowej pościeli, po czym odgarnął niesforny kosmyk włosów z mojej twarzy.
-Będę się już zbierał -oznajmił składając pocałunek na moim czole i chciał odejść, jednak złapałam go za rękaw kraciastej koszuli.
-Zostań ze mną -wyszeptałam i uśmiechnęłam się do niego, klepiąc miejsce obok nie na łóżku. Zaśmiał się, po czym ułożył się obok i objął mnie w pasie.
-Dobranoc -wyszeptał, całując mnie w czubek głowy, a ja z uśmiechem zamknęłam oczy i odpłynęłam.
~*~
Miało być lekko, miło i przyjemnie.
Mam nadzieję, że tak wyszło :)

czwartek, 3 października 2013

Dwa

Wiatr we włosach, przyjemny stukot i muchy w zębach. O ostatnim lepiej nie wspominać, jednak to również się zdarza.
-Dajesz, dajesz Maleńka! -wrzasnęłam uderzając lekko łydkami w brzuch Efi. Przyspieszyła, moje włosy rozwiały się na wszystkie strony, na twarzy pojawił się uśmiech. Pochyliłam się delikatnie i mocniej złapałam lejce. Moje biodra rytmicznie obijały się o siodło tworząc idealne połączenie wraz ze stukotem wydawanym przez kopyta klaczy. Było mi tak cholernie dobrze. Efi zwolniła wjeżdżając w wodę. Pozwoliłam jej stanąć i spokojnie się schłodzić, po czym przytuliłam się do jej rozgrzanej szyi, subtelnie ją masując.
-Boże, jak ja to kocham -szepnęłam. Jeździectwo zawsze odgrywało pierwszoplanową rolę w moim życiu i było dla mnie najważniejsze. Miłość do koni zaszczepił we mnie dziadek i już w wieku czterech lat, pierwszy raz siedziałam w siodle. To on nauczył mnie podstaw, utrzymywania równowagi, wydawania poleceń, stępu, nawiązywania więzi z koniem. To on widział mój pierwszy upadek, opatrywał pierwszą ranę, wiózł mnie do szpitala, kiedy po upadku nie mogłam się podnieść. To on wydawał pieniądze na obozy i szkółki jeździeckie, on kupił mi pierwszą klacz, chociaż zawsze powtarzał, że to wszystko powinien wykonać mój ojciec. Ale mojego ojca nigdy nie interesowało to, co robię. Matki też nie. Jako małolata starałam się robić wszystko perfekcyjnie, aby choć raz powiedzieli, że są ze mnie dumni, jednak nie przynosiło to żadnych efektów. W czasie, gdy oni zachwycali się sukcesami swej młodszej córki, ja z utęsknieniem wyczekiwałam osiemnastki i upragnionej wyprowadzki. I w taki oto sposób wylądowałam w Bełchatowie, a oni zapomnieli, że mają córkę. Tylko czasami dziadek przypomni im o moim istnieniu i zmusi, aby zaprosili mnie na rodzinny zlot.
Powoli wyprowadziłam Maleńką z wody, po czym spokojnym kłusem ruszyłyśmy w drogę powrotną. Wypchnięciem bioder nakazałam przejście do galopu i zaciągnęłam się ciepłym jesiennym powietrzem, które uderzyło w moją twarz.
-Ida, mam małą prośbę -usłyszałam podczas schładzania nóg Efi. Wywróciłam oczyma, nawet nie odwracając się od klaczy. Doskonale znałam ten skruszony głos i od razu wiedziałam, czego ode mnie oczekuje.
-Znowu? -mruknęłam i kątem oka zauważyłam, jak poliki Leny stają się czerwone.
-Umówiłam się i wolałabym się nie spóźnić, a...
-Dobra, idź -przerwałam jej, mając dosyć jej wymówek, które i tak zawsze były takie same.
-Kiedyś ci się za to wszystko odwdzięczę, obiecuję! -rzuciła się na mnie dusząc moje drobne ciało w mocnym uścisku, po czym obcałowując mój policzek pobiegła w stronę naszego 'domku'.
Westchnęłam kończąc rozczesywanie grzywy Efi, po czym udałam się do stajni, aby przygotować boks przed wprowadzeniem jej. Zmęczona całym dniem pracy wprowadziłam ją do środka, po czym udałam się w kierunku ogiera Leny, którym również miałam się zająć. Jęknęłam na widok Salwadora, którego chyba nigdy nie polubię, jak większości ogierów, z którymi zawsze mam na bakier. Kiedy po upadku z ogiera usłyszałam, że do końca życia mogę już nie usiąść na koniu, przepłakałam kilka nocy i naprawdę zaczęłam się ich obawiać. Tak zostało do tej pory i chyba nie mam ochoty tego zmieniać.
Odetchnęłam z ulgą, gdy Salwador stał już w swoim boksie głośno rżąc na widok paszy. Wyszłam ze stajni ówcześnie sprawdzając czy wszystko jest na swoim miejscu, po czym udałam się do naszej kanciapy. Znoszone bryczesy zamieniłam na dresy, zdjęłam sztyblety ubrudzone z każdej strony błotem, a na ich miejsce wsunęłam równie brudne conversy, obcisłą bluzę zmieniłam na szeroką kurtkę, a poczochrane włosy zebrałam w koczka. Chwyciłam swoją torbę treningową i klucze. Wychodząc natknęłam się na prezesa.
-A ty wciąż tutaj? Ida, co za dużo, to niezdrowo -zaśmiał się.
-Zbieram się już do wyjścia, do zobaczenia.
-Ida! -krzyknął, gdy byłam już nieco oddalona.- Byłbym zapomniał. Możesz być pewna, że w tym miesiącu dostaniesz premię. Widzę, jak wiele robisz dla stadniny i muszę to wynagrodzić -puścił mi perskie oczko, a ja w odpowiedzi tylko się uśmiechnęłam. Zadowolona ruszyłam w kierunku auta.
Siedziałam wygodnie na łóżku po uszy przykryta kocem, z kotem na kolanach i książką w ręce, pałaszując Pieguski, kiedy usłyszałam pukanie do drzwi.
-A kogóż tu niesie -mruknęłam w kierunku Fokusa, który tylko krzywo na mnie spojrzał, po czym wygrzebałam się z łóżka i odruchowo poprawiłam włosy ruszając w kierunku drzwi.
-Dobry wieczór -uśmiechnęła się do mnie dwójka bardzo wysokich ludzi stojących przed moim progiem. Odwzajemniłam niepewnie uśmiech od razu uprzedzając, że chyba pomylili adresy.
-Nie, na pewno nie -uśmiechnęła się kobieta.- Ja jestem Ola, a to Karol. Wprowadziliśmy się niedawno piętro wyżej i organizujemy dzisiaj parapetówkę. Przyszliśmy uprzedzić, że może być głośno.
-Nie zdziw się, jeśli ujrzysz drepczących po klatce wielkoludów, bo to na pewno nasi goście, siatkarze -niejaki Karol uzupełnij wypowiedź swojej dziewczyny, a ja tylko kiwałam głową uśmiechając się sztucznie w ich kierunku. Jeszcze raz przeprosił za hałas, po czym wręczył mi czekoladę w ramach rekompensaty.
-A może wpadniesz? -zaproponowała Ola, gdy już miałam zamykać drzwi.
-Nie, dziękuje. Mam inne plany -wytłumaczyła, po czym jeszcze raz się pożegnałam i zatrzasnęłam drzwi. Żadnych planów nie miałam, tak samo, jak nie miałam ochoty spędzać sobotniego wieczoru w towarzystwie niewyżytych siatkarzy miejscowego klubu.
 Korzystając z tego, że jestem na nogach, skierowałam się do łazienki i nalałam wody do wanny. Zrzuciłam z siebie ubrania, po czym wskoczyłam do wanny wypełnionej pianą o malinowym zapachu i doznałam błogiej chwili odprężenia. Jednak nie było mi dane porządnie odpocząć, gdyż kilka minut później usłyszałam, jak ktoś dobija się do moich drzwi. Ubrałam bieliznę, owinęłam się ręcznikiem i mokrymi stopami ruszyłam w kierunku  drzwi.
-Przecież wyraźnie powiedziałam, że nigdzie się nie wybieram -mruknęłam pod nosem, po czym zamaszystym ruchem ręki otworzyłam drzwi. Stanęłam jak słup soli, a moje usta automatycznie ułożyły się wielką literę 'O', widząc kto przed nimi stoi. On był równie oszołomiony, a jego wzrok wędrował po mnie z góry na dół, uważnie obserwując krople wody spływające po moim ciele.
-Chyba pomyliłem drzwi -mruknął zachrypniętym głosem wciąż nie odrywając ode mnie wzroku.
-Chyba nawet na pewno -wypaliłam z prędkością światła, po czym spróbowałam zamknąć drzwi, jednak on skutecznie mi to utrudnił.
-Ale ja się nigdzie nie wybieram, Piegusku -uśmiechnął się cwaniacko bez pytania wkraczając do mojego mieszkania. Zdenerwowana miałam wylać z siebie potok słów, które miały go stąd wypędzić, jednak kiedy pomachał mi przed nosem butelką ulubionego wina zrezygnowałam i ruchem ręki wskazałam na salon, a sama udałam się do garderoby.
~*~ 
Rozdział jest stanowczo za długi.
Za mało w nim Kurka.
Za dużo w nim mnie i moich przeżyć.
Nie podoba mi się.
Przepraszam.
Ale pisząc go, uświadomiłam sobie, jak bardzo brakuje mi jazdy, koni, wiatru we włosach i bolących od siodła ud...