sobota, 21 grudnia 2013

Siedem.

Spojrzałam na jego skruszoną minę i za wszelką cenę próbowałam udać, że wcale mnie to nie rusza. W głębi duszy jednak coś mnie ruszyło i miałam ochotę wspiąć się na palce, by pogłaskać Kurka po jego zarumienionym policzku i powiedzieć, że właściwie randka z atakującym nie była aż tak ważna, a to, że całował nieziemsko wcale na mnie nie wpłynęło. Ale właśnie w tym momencie przypomniała sobie o tym, co zrobił dla mnie Alek i wyobraziłam sobie, jak mogłoby być pięknie i chęć rozweselenia tego cholernego egoisty poszła w niepamięć.
-Czego tu chcesz? -skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej i obdarzyłam go zawistnym spojrzeniem, które chyba podziałało, bo postawił krok w tył.
-Przeprosić -wymruczał cichutko, dyskretnie wskazując na butelkę wina trzymaną w dłoni.
-Na trzeźwo nie potrafisz?
-Pomyślałem, że pijana będziesz łatwiejsza -poruszał charakterystycznie brwiami i parsknął śmiechem, jednak szybko się uciszył.
-Ja jestem łatwa, tylko z ciebie taka pizda -prychnęłam i chyba go zamurowało, bo w odpowiedzi tylko zrobił oczy, jak pięć złoty.- Poza tym dzisiaj nie mam ochoty na wino.
-Udowodnię ci, że jednak masz.
-Kurek, nie pozwoliłam ci wejść -buntuję się, gdy przekracza próg mojego mieszkania. Zdenerwowana marszczę brwi, kiedy wchodzi do kuchni i po chwili wraca do salonu z dwiema lampkami na wino oraz resztką sałatki z mojej lodówki. Do lampek nalewa wina, a na talerzyk nakłada sobie sałatkę, po czym rozsiada się na kanapie z Fokusem na kolanach, kompletnie niezrażony moim spojrzeniem. Zdenerwowana zaciskam usta w kreskę, a mój oddech przyspiesza.
-Ty pierdolony egoisto! -wybucham wyrywając mu talerz z ręki. Momentalnie przestaje przeżuwać i patrzy na mnie zdezorientowanym wzrokiem.- Czego ty chcesz? Znalazłeś sobie dziewczynkę z wygodną kanapą i teraz masz zamiar przesiadywać u mnie całymi wieczorami? Najpierw rozpieprzasz mi idealny dzień, a teraz jeszcze wieczór. Kurek, mam cię dosyć! -kończę, czując że moja twarz robi się czerwona, a ten niewdzięcznik parska śmiechem.
-Fakt, masz bardzo wygodną kanapę, ale wcale nie o nią mi chodzi. Mógłbym znaleźć jakąś inną dziewczynkę, która byłaby bardziej zadowolona z powodu moich czterech liter w jej salonie, ale ja lubię wyzwania. I mam to do siebie, że nigdy się nie poddaję. Mówiłaś, że nie masz ochoty na wino, a właśnie pijesz je duszkiem -roześmiał się widząc, że z nerwów opróżniłam całą lampkę czerwonego trunku. Zagotowało się we mnie. Warknęłam tylko, że ma się wynosić i uciekłam do łazienki. Zrzuciłam z siebie ubrania i wskoczyłam pod prysznic, pozwalając, by gorąca woda parzyła moje ciało. Bartosza miałam kompletnie dosyć i z ogromną ochotę kopnęłabym go w te wspaniałe cztery litery i wypchnęła z mieszkania. Nie miał za grosz wyczucia czasu i zawsze wpadał do mojego mieszkania, kiedy akurat chciałam zaszyć się przed całym światem. Z drugiej strony, jednak troszeczkę cieszyłam się z tego powodu, bo takie wieczory zazwyczaj kończyły się wylaniem kilku litrów łez i zjedzeniu kilku paczek Piegusków.
Zakręciłam kurek i usłyszałam jakiś szmer dobiegający z sypialni. Pełna obaw osuszyłam ciało miękkim ręcznikiem i wyszłam z łazienki.
-No nareszcie! Już cię spakowałem, zaraz wychodzimy -zadowolony z siebie wyszczerzył nienagannie białe zęby w uśmiechu, a ja z bezsilności uderzyłam otwartą dłonią w czoło.
-Chyba sobie żartujesz, siatkarzyku -odparłam piskliwym głosem, a po chwili poczułam, jak wędruję do góry, a zaraz potem zwisam jakieś dwa metry nad podłogą.-Kurek!
-Nie da się po dobroci, to trzeba siłą -warknął i wyniósł mnie do przedpokoju, gdzie postawił mnie na podłodze tylko po to, żeby narzucić na mnie kurtkę i buty, a następnie znów uniósł w górę.
-Nienawidzę cię -warknęłam tylko, gdy posadził mnie na siedzeniu pasażera i przypiął pasami.
-Spokojnie, niedługo mnie pokochasz -wystawił język w moim kierunku i ruszył z parkingu. 
Parsknęłam śmiechem i to by było na tyle mojego zaangażowania.
~*~
Szczerze?
Lubię tego zbyt pewnego siebie Bartosza, ale ostatnio kompletnie straciłam wenę na tego bloga.
Dlatego pozostało mi przeprosić za ten chujowy rozdział.
Przepraszam i życzę wesołych, rodzinnych świąt :*
Wasza Wiktoria.

czwartek, 5 grudnia 2013

Sześć.

Biegałam po mieszkaniu, wyrzucając z kosmetyczki kolejne kosmetyki, przymierzając kolejne sukienki i lamentując, że żadne buty mi nie pasują. Fokus siedział znudzony na fotelu i z zażenowaniem obserwował moją pogoń, i chyba cieszyłam się, że nie potrafi mówić, bo na pewno usłyszałabym kilka niemiłych słów. Kiedy wreszcie znalazłam odpowiednią sukienkę i w akompaniamencie kojącego głosu Ostrego udało mi się ułożyć włosy, usiadłam w fotelu obok kota i zaczęłam zastanawiać się, dlaczego robię takie zamieszanie z powodu jednego, głupiego obiadu z przerośniętym dzieckiem. Wzięłam do ręki kubek wcześniej zaparzonej kawy i uważnie, aby niczego nie poplamić, przystawiłam go do ust. Wtem w mieszkaniu rozległ się głośny dźwięk mojej komórki, a ja od razu poderwałam się z miejsca, zapominając, że ubrana w moją ukochaną, granatową kieckę trzymam w dłoni kubek. I przez własną nieuwagę moja ukochana, czarna jak smoła kawa, wylądowała na granatowej sukience, a kubek z hukiem wylądował na panelach. Głośno przeklęłam pod nosem i pędem ruszyłam do telefonu.
-Cześć Idka -w słuchawce rozległ się wesoły głos Serba.- Jesteś już gotowa?
-Oczywiście -nerwowo się zaśmiałam i ponownie spojrzałam na wielką plamę. Zacisnęłam zęby, żeby po raz kolejny nie wypuścić z siebie wiązanki przekleństw i pożegnałam się z Aleksem, który oznajmił, że zaraz po mnie wpadnie. Ślizgając się na panelach rzuciłam się do garderoby i po raz kolejny zaczęłam przeszukiwać wszystkie półki po kolei. W końcu trafiłam na zwiewną, kwiecistą spódniczkę, czarną bokserkę i dżinsową kurteczkę, a nową stylizację dopełniłam czarnymi balerinkami. Całkiem zadowolona z siebie ostatni raz spojrzałam w lustro, po czym zbiegłam na dół. Stanęłam przed klatką, a chwilę później tuż obok mojego uda zatrzymało się czarne BMW, z którego wysiadł siatkarz.
-Jak zwykle wyglądasz prześlicznie -musnął mój policzek, a ja od razu poczułam, jak staję się czerwona. Po chwili razem wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy w jakimś nieznanym mi kierunku. Aleks do końca nie chciał mi powiedzieć gdzie jedziemy, a ja zaczęłam się niepokoić, gdy zjechał w jakąś boczną uliczkę i zatrzymał się z dala od miejskiego zgiełku, gdzie kręcili się tylko pojedynczy ludzie ze swoimi pociechami lub psami.
-Chyba nie myślałaś, że zabiorę cię na jakiś nudny obiad do restauracji -zaśmiał się atakujący, widząc moją minę, po czym wyjął z bagażnika duży koszyk oraz koc. Ruszyliśmy w stronę rzeki i rozłożyliśmy koc na zielonej trawie, by po chwili się na nim położyć, chłonąc ostatnie, jesienne promienie słońca.
-Truskaweczki?
-Truskawki i Nutella! -pisnęłam, obracając twarz w jego kierunku, a on tylko się zaśmiał i oznajmił, że również do tej pory ma ogromną słabość do tego czekoladowo-orzechowego kremu. Okazało się również, że jak ja uwielbia kawę, sok pomarańczowy, słodycze, długie spacery i wszystkie możliwe powody do śmiechu. A kiedy została nam ostatnia truskawka Aleks zamoczył ją w Nutelli, po czym wystawił ją w moim kierunku, a ja delikatnie się w nią wgryzłam i po chwili siatkarz uczynił to samo. Przymknęłam oczy, czując jak delikatnie muska moje wargi.  Czas stanął w miejscu, szum drzew ustał, dźwięk płynącej rzeki również ustał, a na mojej skórze pojawiła się gęsia skórka. Było tak cholernie idealnie, że w duchu błagałam, aby ta chwila nigdy się nie kończyła, jednak nagle usłyszałam jakieś gwizdy i szybko oderwałam się od atakującego, który, nawiasem mówiąc, świetnie całuje.
-Zostawić dzieci na chwilę same i od razu takie rzeczy się dzieją! Chyba zjawiłem się w odpowiednim momencie, bo jeszcze chwili i mogłyby być z tego dzieci -kto mógł przerwać tak cudowny moment? Oczywiście, że Kurek. Brudny, spocony i ciężko oddychający rozsiadł się pomiędzy nami od razu przysysając usta do butelki soku pomarańczowego.
Kurek nawijał, jak pojebany, a ja i Aleks tylko patrzyliśmy po sobie zdenerwowani. A Bartek mówił i mówił. O treningach, o meczach, o siatkówce, o ciężkim życiu najprzystojniejszego sportowca, choć właściwie nie wiem skąd miał o tym jakieś pojęcie, bo nie mogło chodzić o niego.
-Wszystkie na mnie lecą. Idka też na mnie leci, prawda? -uśmiechnął się, niby czarująco, i objął mnie spoconym ramieniem. Tego było za wiele. Poczułam, jak moja złość zmienia się w cholerne wkurwienie i w przypływie chwili wstałam z miękkiego kocyka, po czym nachyliłam się nad Bartoszem i bez zastanowienia uderzyłam z otwartej ręki w jego policzek.
-Pierdolony egoista -mruknęłam i zgarnęłam kluczyki od auta Aleksa, po czym biegiem ruszyłam w jego kierunku i wpakowałam się do środka. Atanasijević zmierzył klubowego kolegę nienawistnym spojrzeniem i poszedł w moje ślady. Bez słowa wróciliśmy do Bełchatowa, pod mój blok. Złość na Kurka wcale mi nie przeszła i pewnie gdybym miała go przed sobą to wydrapałabym mu oczy, a następnie wsadziłabym je w jego odbyt.
-Może skoczymy na kawę? -odezwał się niepewnie siatkarz.
-Dziękuję Aleks, ale nie mam ochoty. Może innym razem -posłałam mu delikatny uśmiech, po czym wysiadałam z czarnego BMW i wróciłam do mieszkania.
-Zjebało się, Fokus -mruknęłam w kierunku kota, po czym od razu ruszyłam do łazienki. Gorący prysznic zawsze mnie uspokaja. Ubrałam ulubiony dres i grube skarpetki, a z szafki wyciągnęłam Pieguski i usiadłam na kanapie z książką w dłoni. Kiedy już prawie zapomniałam o tym, co zrobił Kurek w mieszkaniu rozległo się pukanie.
-Nikogo nie ma! -wrzasnęłam, a pukanie przemieniło się w walenie do drzwi. Zdenerwowana ruszyłam w ich kierunku, a gdy je otworzyłam moim oczom ukazał się skruszony Bartosz z butelką wina w dłoni.
~*~
Sama nie wiem, jak mi poszło, więc ocenę zostawiam Wam :)
Grudzień, a ja wciąż nie zrobiłam niczego pożytecznego. Brawo Wiki, brawo.