niedziela, 2 lutego 2014

Dziesięć.

Bartosz opuścił moje mieszkanie późną nocą, gdy już nawet bełchatowskie latarnie przygotowywały się do snu. Na pożegnanie pocałował mnie w kącik ust i powiedział, że mam być gotowa o 19, a on po mnie przyjedzie. Uśmiechnęłam się pod nosem, choć nigdy nie miałam tego w zwyczaju. Wzięłam długi prysznic, pozwalając by gorąca woda parzyła moje ciało, które pod jej wpływem stawało się czerwone. Wciąż uśmiechnięta od ucha do ucha powędrowałam do łóżka, gdzie położyłam się obok Fokusa. Przymknęłam oczy i ponownie poczułam smak ust Bartosza.
Idealny przemknęło mi przez głowę, a przecież zawsze powtarzałam, że ideały nie istnieją. Lecz jak inaczej zdefiniować Kurka. Mój ideał o, tak brzmi lepiej. Zaśmiałam się cichutko. Skąd takie myśli  w mojej głowie? Czyżby Bartek tak na mnie działał? Tak, chyba właśnie w tym rzecz. Na każde spotkanie z siatkarzem cieszyłam się jeszcze bardziej. Z każdym kolejnym dniem spędzonym razem, denerwował mnie coraz mniej. Jego uśmiech przestawał być tak bardzo dziecinny, a postrzelone pomysły zaczęły mi się podobać. Tak jak cały on. Te myśli przerażały mnie coraz bardziej. Zawsze o wiele za szybko przywiązywałam się do ludzi. Tym razem było podobnie. Ale może tym razem się nie zawiodę? Może.
Sama nie wiem kiedy zasnęłam, lecz kiedy otworzyłam oczy było już grubo po jedenastej. Przetarłam zmęczone oczęta i leniwie podniosłam się z wygodnego materaca. Półprzytomna powędrowałam do kuchni, by zrobić sobie duży kubek mocnej kawy. Kiedy w spokoju popijałam napój bogów, usłyszałam dźwięk mojego telefonu.
-Pamiętasz o randce? -w słuchawce rozbrzmiał wesoły głos siatkarza.
-Oczywiście! Może powiesz mi na co mam się przygotować, bo nie bardzo wiem co na siebie włożyć.
-Nic ci nie powiem. A teraz przepraszam, ale muszę kończyć, bo za chwilę zaczynamy trening -i tak po prostu się rozłączył. Cały Bartek. Przewróciłam tylko oczami i powędrowałam do łazienki, by doprowadzić się do w miarę wyjściowego stanu. Kiedy byłam już gotowa, chwyciłam klucze i portfel, po czym wyszłam z mieszkania do pobliskiego marketu na małe zakupy.
Gdy wyszłam z budynku z torbą pełną produktów, spacerkiem ruszyłam w kierunku domu. Przyglądałam się wystawom mijanych sklepów, aż natrafiłam wzrokiem na piękną, rozkloszowaną sukienkę koloru bordowego. Bez zastanowienia wstąpiłam do sklepu i porwałam sukienkę w odpowiednim rozmiarze, by po chwili udać się do przymierzalni. Leżała idealnie. Bez większego rozmyślania ruszyłam z nią do kasy, a kiedy już była moja, wróciłam do mieszkania.
Przyszykowałam skromny obiad, który wchłonęłam w ciszy, po czym zaszyłam się w łazienkę. Chciałam wyglądać pięknie. Dla niego. Wtarłam w ciało czekoladowy balsam, idealnie ułożyłam włosy, które pachniały jabłkowym szamponem. Założyłam nowo zakupioną sukienkę i zrobiłam delikatny makijaż. Na nogi wsunęłam czarne szpilki, a całość zwieńczyłam ulubionymi perfumami.
Kiedy gotowa stałam przed lustrem, usłyszałam pukanie do drzwi. Wypuściłam głośno powietrze i otworzyłam drzwi.
-Idka...-z ust Bartosza wydobyło się ciche westchnienie. W jego oczach szalały zwariowane iskierki, a po mojej twarzy przebiegł uśmiech.
-Nie zapomnij oddychać, Bartuś -zaśmiałam się cicho, po czym zarzuciłam na ramiona płaszcz. Po chwili staliśmy w windzie. Zerkałam na niego i czułam, że on również zerka. Ubrany w czarne spodnie, znoszone Jordany i kraciastą koszulę z podwiniętymi rękawami. Jak zwykle poczochrany, pachnący mocnymi perfumami.
-Mam nadzieję, że nie przyszykowałeś żadnych ekstremalnych rozrywek -usiadłam na miejscu pasażera, poprawiając sukienkę, która nieco się podwinęła. Bartosz pokręcił przecząco głową i ruszył z parkingu, włączając płytę Myslo.
Po zaledwie kilku minutach zatrzymaliśmy się na podziemnym parkingu jednego z apartamentowców. O nic nie pytałam, tylko grzecznie wysiadłam z auta i posłusznie ruszyłam za Bartoszem. Nic nie mówiliśmy, jedynie wymienialiśmy uśmiechy. Kiedy Bartosz otworzył drzwi swojego mieszkania oniemiałam. Ukazało mi się pięknie urządzone wnętrze w nowoczesnym stylu.
-Rozgość się -uśmiechnął się siatkarz, co również odwzajemniłam. Ruszyłam do salonu i stanęłam przed kominkiem, w którym tlił się ogień. Uniosłam głowę do góry i ujrzałam masę ramek ze zdjęciami. Na każdym z nich Kurek był ze swoją drużyną. Na każdym na podium. Kilka z drużyną narodową, kilka z lokalną. Wisiało również kilka rodzinnych zdjęć. Wszystkie były tak samo wesołe. Na każdym z nich był tak samo szczęśliwy.
-Zapraszam do stołu -objął mnie w pasie i subtelnie pocałował w szyję, po czym złapał za rękę i zaprowadził do kuchni.
-Bartuś, ty to wszystko sam? -zdziwiłam się, widząc na stole spaghetti, a na blacie szafki kuchennej sernik.
-Sernik kupiłem, bo cukiernik ze mnie żaden, ale spaghetti całkiem sam.
Kiedy już wszystko zniknęło z naszych talerzy, udaliśmy się do salonu, gdzie wygodnie rozsiedliśmy się na kanapie z lampkami wina. Rozmawialiśmy o przeróżnych błahostkach, co rusz wybuchając śmiechem. Było idealnie.
-Dlaczego nikogo nie masz? -wypaliłam po chwili ciszy, kładąc głowę na jego udach.
-Chyba się bałem -gdy napotkał mój pytający wzrok westchnął ciężko, po czym zaczął owijać sobie wokół palca pukle moich włosów.- Jestem dosyć rozpoznawalną postacią wśród kobiet. Nie raz i nie dwa okazałem się zbyt naiwny wiążąc się z kobietami, które oczekiwały kasy i popularności, a nie miłości, którą chciałem im dać. Teraz jestem ostrożniejszy, nie chcę się poślizgnąć po raz kolejny i uderzyć tyłkiem o rzeczywistość -świdrował spojrzeniem moje tęczówki, jakby sprawdzając, czy na pewno rozumiem. Pokiwałam delikatnie głową uważnie mu się przyglądając.
-I chyba podświadomie czekałem na kogoś takiego, jak ty. Bo wiesz Ida, dla mnie jesteś idealna. Nieważne ile nas dzieli, najważniejsze ile nas łączy. Wiesz, kiedy po raz pierwszy na siebie wpadliśmy, wiedziałem, że muszę cię odnaleźć. Później zawładnął nami przypadek, ale od samego początku byłem pewien, że będziesz dla mnie ważna. A teraz wiem, że naprawdę cię pokochałem -moje oczy zaszły łzami. Kiedy Bartosz wpił się w moje usta poczułam, jak świat na chwilę staje w miejscu. Nie liczy się nic poza nami, a motylki w moim brzuchu znów zaczynają szaleć. W międzyczasie zdążyłam tylko wyszeptać ja ciebie też, Bartuś.
~*~ 
dlaczego ja zawsze muszę spieprzyć końcówkę?
ruszyłam. nawet nie wiecie jak się cieszę, że wreszcie skleiłam zdanie.
przyspieszyłam akcję. obiecuję, że kiedy skończę Kurka, to w stu procentach wezmę się za Włodiego.


czwartek, 23 stycznia 2014

Dziewięć.

-Dobrze całujesz -zaśmiałam się prosto w jego twarz, żeby choć troszeczkę rozładować napięcie. Błękit tęczówek Bartka przeszywał mnie na wskroś. Nawet troszeczkę mnie to dziwiło, bo miał przed sobą w dziewięćdziesięciu procentach rozebraną kobietę, a mimo to wciąż patrzył mi w oczy. Tak naprawdę mógł mnie zmacać po każdej części ciała, a ja i tak niewiele bym zrobiła, bo siedzieliśmy sami w ogromnym basenie, a cały budynek znajdował się na okropnym zadupiu. Ale mimo wszystko on jedynie jeździł dłonią po moich plecach, nie zahaczając nawet o sznureczek od górnej części kostiumu.
-Ty też -wyszczerzył się, po raz kolejny muskając moje wargi.- Usta ci sinieją. Najwyższa pora wychodzić -kto wyszedł, ten wyszedł, bo tak naprawdę ja zostałam wyniesiona. Kurek wziął mnie na ręce i po drodze opatulając ręcznikiem zaniósł do szatni. Położył mnie na ławce i klęknął obok. Założył za ucho pukiel moich włosów, które wydostały się z koczka. Pocałował mój nagi obojczyk, równocześnie wsuwając rękę pod ręcznik, po czym zaczął subtelnie głaskać mój brzuch, na którym od razu pojawiła się gęsia skórka.
Było mi dobrze. Było mi cholernie dobrze, gdy obcałowywał moje nagie ciało; gdy przygryzał skórę i robił malinki na szyi; gdy wplótł rękę w moje gęste włosy i wpił się w moje usta o wiele zachłanniej niż podczas pocałunków w basenie. Ale kiedy jego lewa ręka przedostała się pod materiał dolnej części bikini w mojej głowie jakby obudził się alarm i zaczął niemiłosiernie wyć.
-Bartek, nie -zaprotestowałam, momentalnie strącając jego rękę i przenosząc się do pozycji siedzącej. On, zaskoczony nagłą reakcją, odskoczył na bok i zaczął lustrować mnie wzrokiem, jednak szybko spuściłam głowę.
-Oczywiście -powiedział niepewnie, a w jego głosie dało się wyczuć nutkę zawiedzenia. Wstał z niebieskich płytek i wyszedł z szatni, na pożegnanie jedynie dotykając dłonią mojego ramienia.
Wzięłam głęboki oddech, a po moim poliku spłynęła jedna łza. Myślałam, że teraz, gdy minęło już tyle lat będę umiała odnaleźć w sobie wystarczająco dużo odwagi, by nie zaprotestować. Niestety to wszystko wciąż we mnie siedziało. Pomimo tego, że od pamiętnego wydarzenia upłynęło już tyle miesięcy, a nawet lat, a ja stałam się kobietą bogatszą o nowe doświadczenia, to w mojej głowie owe nieszczęście nadal jest niezagojoną raną. Byłam na siebie cholernie zła. Zła, bo po raz kolejny straciłam coś, na czym zaczęło mi zależeć. Zła, bo sprawiłam Bartkowi przykrość i po raz pierwszy zobaczyłam tak kurewski smutek w jego oczach.
Po kilku minutach, gdy byłam już ubrana, a moje włosy były w miarę wysuszone, wyszłam z szatni. Przyjmujący stał ze spuszczoną głową, opierając się o filar. Widząc go w takim stanie poczułam bolesne ukłucie w sercu. Kiedy do niego podeszłam bez słowa ruszyliśmy w kierunku wyjścia. Powietrze między nami było tak gęste, że bez obaw można by kroić je nożem. Podczas gdy Bartosz zamykał drzwi, poczułam, że muszę coś zrobić, bo inaczej to jego kurewsko ponure spojrzenie rozpierdoli mnie od środka.
-Przepraszam -złapałam go za ręce, gdy odwrócił się w moim kierunku.- Bartuś tutaj wcale nie chodzi o ciebie. Ja... przepraszam -powiedziałam drżącym głosem, patrząc prosto w jego błękitne oczy.
-Chodź do samochodu, bo się przeziębisz -poddałam się. Przez całą drogę pod mój blok nie odezwałam się ani słowem, a smętne piosenki, które były nadawane o tej porze w radiu, tylko pogłębiały mój smutek.
-Wejdziesz? -uśmiechnęłam się niewinnie, kiedy gasi silnik.
-Ale tylko jeśli masz coś do jedzenia, bo jestem potwornie głodny -zdobywa się na uśmiech, który wydaje się szczery, co również mnie się udziela. Wysiedliśmy z auta i rozpoczęliśmy wyścig do mojego mieszkania. Oczywiście wygrał Bartosz, ale to tylko dlatego, że ma o wiele dłuższe nogi i stawia kroki dwa razy większe od moich. Kiedy oboje wpadamy do kuchni mówi, że mam iść pod prysznic, a on sam zajmie się kolacją. Nie protestowałam.
I nie pożałowałam swojej decyzji, ponieważ gdy wróciłam w salonie zobaczyłam nienagannie nakryty stół i Bartosza zapraszającego na kolację, która okazała się pyszna. Gdy cały makaron w sosie śmietanowo-ziołowym znika oboje siadamy na sofie. Siada w bezpiecznej odległości, jakby w obawie, że mnie speszy. Wzdycham ciężko.
-Bartuś, tutaj nie chodzi o ciebie -postanowiłam się otworzyć. Ręce zaczęły mi się trząść, jednak nie przestałam mówić.- Kilka lat temu miałam chłopaka. Byłam gówniarą, a w dodatku ślepo zakochaną. Wiesz, to był chłopak, za którym szalały wszystkie dziewczyny, a ja byłam dumna, że spośród nich wybrał akurat mnie. Szkoda, że zrobił to tylko po to, żeby zaliczyć. I uwierz, że nie rozpamiętywałabym tego tak bardzo, gdyby nie to, że robił to w cholernie brutalny sposób, tylko po ty, aby zaspokoić siebie, zapominając w tym wszystkim o mnie -przybliżył się do mnie i objął ramieniem, na którym po chwili położyłam głowę. Jego koszulka zaczęła robić się mokra od moich łez oraz czarna od tuszu, który jeszcze niedawno wegetował na moich rzęsach. Z jego ust wydobyło się ostre sukinsyn.
-Ale ja taki nie jestem, Idka. Poczekam ile tylko będziesz chciała, bo nie chodzi mi wyłącznie o seks. Chcę ciebie w całkiem innym sensie. Chcę wspólnych wieczorów, kolacji, spacerów, rozmów i nic nie robienia lub denerwowania się wzajemnie. I chcę ci pokazać, że istnieją jeszcze inni faceci, dlatego zapraszam cię jutro na prawdziwą randkę -uśmiecha się promiennie, a z moich ust wydobywa się cichy chichot. Jeszcze bardziej wtuliłam się w jego ramiona, a on powtarzał, że damy radę.
~*~
tak, wiem, spieprzyłam końcówkę.
trzeba to szybko skończyć, bo z każdym kolejnym rozdziałem ten blog pierdoli się jeszcze bardziej.
a Bartuś jest zbyt idealny.

niedziela, 5 stycznia 2014

Osiem.

-Basen?! Czy ciebie Kurek do końca popierdoliło? -uderzyłam z otwartej dłoni w czoło, nie dowierzając, że mógł wymyślić coś takiego. Ale w końcu to dziecinny Bartuś, po którym można spodziewać się najgłupszych rzeczy, a ja powinnam się do tego przyzwyczaić.
-Jaka ty jesteś pesymistycznie nastawiona do świata -skrzywił się i nawet nie próbując się tłumaczyć, pociągnął mnie za rękę w kierunku drzwi do budynku. Pociągnął za klamkę szklanych drzwi, ale te tylko drgnęły i nie otworzyły się, by zaprosić nas do środka.
-O popatrz, zamknięte. Jaka szkoda! -wypowiedziałam słodkim głosikiem, robiąc maślane oczka w nadziei, że zrezygnowany Kurek odpuści i pozwoli mi wrócić do ciepłego mieszkanka. Niestety jemu nawet przez myśl to nie przeszło. Z tylnej kieszeni wytartych dżinsów wyciągnął klucze i sprawnym ruchem otworzył drzwi, by po chwili wpisać kod do jakiegoś dziwnego urządzenia, podobno po ty, by nie zadzwonił alarm.
-Jesteś niemożliwy -mruknęłam, znikając za drzwiami szatni. Z torby spakowanej przez przyjmującego wyciągnęłam strój kąpielowy. Dziwnym trafem nawet nie zdziwiło mnie to, że wybrał ten najbardziej skąpu, ukazujący o wiele więcej niż powinien. Zła, że nie schowałam go na samo dno szuflady, wcisnęłam się w niego, po czym zrobiłam wysokiego koczka na czubku głowy i zmyłam makijaż zalegający na mojej twarzy. Byłam pod ogromnym wrażeniem rzeczy, o których pamiętał Bartek. Po kilku minutach wyszłam z szatni i skierowałam się na basen, jeszcze szczelniej otaczając się ręcznikiem, gdyż w tym kostiumie czułam się naprawdę niekomfortowo. Z każdym kolejnym krokiem, który przybliżał mnie do basenu słyszałam coraz wyraźniejsze dźwięki ulubionej piosenki Myslovitz. 

Pójdziemy ze sobą powoli obok
Do końca wszystkiego, żeby zacząć na nowo.
Bez słowa i snu w zachwycie nocą, a bliskość rozproszy nasz strach przed ciemnością. 

Weszłam powoli na basen i ujrzałam go leżącego na plecach z zamkniętymi oczami na spokojnej wodzie. Widocznie nie zauważył mojego wejścia, bo nawet nie drgnął, a ja nie miałam zamiaru przerywać mu chwili relaksu, a przy okazji chciałam skorzystać z chwili, w której jego głos nie maltretuje moich bębenków usznych. Cichutko podeszłam do brzegu i usiadłam, zamaczając nogi jedynie do kolan. Wzięłam jedną z truskawek, które leżały na talerzyku obok szampana. Mimowolnie na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Co by nie powiedzieć, Bartek się postarał i to trzeba mu przyznać. 
Spojrzałam na niego ukradkiem. Kiedy siedział cicho był całkiem znośny i nawet nie miałam mu nic do zarzucenia. Jednak kiedy zaczynał gadać miałam ochotę wykopać go na zbity pysk i najlepiej zakleić te malinowe usteczka taśmą izolacyjną, żeby miał nauczkę na przyszłość. Ale tak było tylko wtedy, gdy byłam naprawdę zmęczona lub zła na cały świat, bo bóle menstruacyjne nie dawały mi żyć. W gruncie rzeczy czasami lubiłam kiedy mówił. Lubiłam, gdy z tak wielką dokładnością opisywał mi całe swoje życie, siebie, reprezentację i klub albo, gdy po prostu opowiadał o tym, jak minął mu dzień. Jego błękitne oczy były wtedy przepełnione szczęściem i uśmiechały się wraz z ustami. Takiego Kurka naprawdę lubiłam i nie miałam mu za złe nawet tego, że popsuł mi kolejny wieczór, który miałam spędzić w samotności, jedynie z Fokusem na kolanach. I troszeczkę przerażała mnie myśl, że jakby się nad tym dłużej zastanowić, bardziej od tych spokojnych wieczorów z książką zaczynałam lubić te szalone wieczory z Bartoszem. 
-A panienka czemu nie wchodzi? -podpłynął do mnie i złapał za stopy. Był wyluzowany, jak zwykle, ale nie wyrzucał słów z prędkością światła, jak to miał w zwyczaju. Mówił spokojnie, zdobywając się na taki ton głosu, jaki cholernie mi się w nim podobał. 
-Skąd wiedziałeś, że uwielbiam Myslovitz? -zmieniam temat i wplątuje rękę pomiędzy pukle jego włosów.
-Nie wiedziałem -wzrusza ramionami niewinnie się uśmiechając.- Po prostu sam uwielbiam ten zespół -milczymy. Na basenie rozbrzmiewa piosenka Telefon, a między nami panuje idealna cisza. Ale nie z rodzaju tych ciężkich, nie do zniesienia, a wręcz przeciwnie. Jest przyjemna i żadne z nas nie ma zamiaru jej przerywać. Po chwili oboje zaczynamy cichutko nucić lecący w tle utwór. Po chwili wyciąga ręce w moim kierunku i bez żadnego słowa pozbywa mnie ręcznika. Pomimo tego, że wciąż siedzę przed nim w takiej samej pozycji to nie czuję się już tak komfortowo, gdyż moje ciało jest odkryte w jakiś dziewięćdziesięciu procentach. Peszę się i czuję jak oblewa mnie rumieniec, a Bartosz tylko cichutko chichocze, po czym mocno łapie mnie w pasie i ciągnie w dół, tak że po chwili cała zanurzam się w chłodnej wodzie. 
Nie wiem co tak na mnie działa. Czy to przyjemny zapach dezodorantu Kurka, zapach chloru, truskawki i szampan specjalnie dla mnie, rozczulająca piosenka Myslovitz, ta romantyczna na swój sposób scena, czy po prostu on, ale nie protestuje, gdy jeszcze mocniej zaciska palce na moich biodrach i przybliża mnie do siebie tak, że nasze nagie ciała się stykają. Nic nie mówię, gdy delikatnie muska moją szyję, powoli wędrując w górę, aż w końcu składa subtelny pocałunek w kąciku moich ust. A robi to tak delikatnie i z takim wyczuciem, że niemo błagam o więcej. Dlatego mocno chwytam dłońmi jego policzki i zachłannie wpijam się w jego lekko spierzchnięte wargi. Ale on nadal jest delikatny, jakby w obawie, że jeśli wykona jakiś bardziej gwałtowny ruch to ucieknę. Tylko że mi to nawet przez myśl nie przeszło.
~*~
Co ten Kurek taki romantico?
Przecież było wiadomo, że w końcu mu ulegnie, prawda? :)