-Dajesz, dajesz Maleńka! -wrzasnęłam uderzając lekko łydkami w brzuch Efi. Przyspieszyła, moje włosy rozwiały się na wszystkie strony, na twarzy pojawił się uśmiech. Pochyliłam się delikatnie i mocniej złapałam lejce. Moje biodra rytmicznie obijały się o siodło tworząc idealne połączenie wraz ze stukotem wydawanym przez kopyta klaczy. Było mi tak cholernie dobrze. Efi zwolniła wjeżdżając w wodę. Pozwoliłam jej stanąć i spokojnie się schłodzić, po czym przytuliłam się do jej rozgrzanej szyi, subtelnie ją masując.
-Boże, jak ja to kocham -szepnęłam. Jeździectwo zawsze odgrywało pierwszoplanową rolę w moim życiu i było dla mnie najważniejsze. Miłość do koni zaszczepił we mnie dziadek i już w wieku czterech lat, pierwszy raz siedziałam w siodle. To on nauczył mnie podstaw, utrzymywania równowagi, wydawania poleceń, stępu, nawiązywania więzi z koniem. To on widział mój pierwszy upadek, opatrywał pierwszą ranę, wiózł mnie do szpitala, kiedy po upadku nie mogłam się podnieść. To on wydawał pieniądze na obozy i szkółki jeździeckie, on kupił mi pierwszą klacz, chociaż zawsze powtarzał, że to wszystko powinien wykonać mój ojciec. Ale mojego ojca nigdy nie interesowało to, co robię. Matki też nie. Jako małolata starałam się robić wszystko perfekcyjnie, aby choć raz powiedzieli, że są ze mnie dumni, jednak nie przynosiło to żadnych efektów. W czasie, gdy oni zachwycali się sukcesami swej młodszej córki, ja z utęsknieniem wyczekiwałam osiemnastki i upragnionej wyprowadzki. I w taki oto sposób wylądowałam w Bełchatowie, a oni zapomnieli, że mają córkę. Tylko czasami dziadek przypomni im o moim istnieniu i zmusi, aby zaprosili mnie na rodzinny zlot.
Powoli wyprowadziłam Maleńką z wody, po czym spokojnym kłusem ruszyłyśmy w drogę powrotną. Wypchnięciem bioder nakazałam przejście do galopu i zaciągnęłam się ciepłym jesiennym powietrzem, które uderzyło w moją twarz.
-Ida, mam małą prośbę -usłyszałam podczas schładzania nóg Efi. Wywróciłam oczyma, nawet nie odwracając się od klaczy. Doskonale znałam ten skruszony głos i od razu wiedziałam, czego ode mnie oczekuje.
-Znowu? -mruknęłam i kątem oka zauważyłam, jak poliki Leny stają się czerwone.
-Umówiłam się i wolałabym się nie spóźnić, a...
-Dobra, idź -przerwałam jej, mając dosyć jej wymówek, które i tak zawsze były takie same.
-Kiedyś ci się za to wszystko odwdzięczę, obiecuję! -rzuciła się na mnie dusząc moje drobne ciało w mocnym uścisku, po czym obcałowując mój policzek pobiegła w stronę naszego 'domku'.
Westchnęłam kończąc rozczesywanie grzywy Efi, po czym udałam się do stajni, aby przygotować boks przed wprowadzeniem jej. Zmęczona całym dniem pracy wprowadziłam ją do środka, po czym udałam się w kierunku ogiera Leny, którym również miałam się zająć. Jęknęłam na widok Salwadora, którego chyba nigdy nie polubię, jak większości ogierów, z którymi zawsze mam na bakier. Kiedy po upadku z ogiera usłyszałam, że do końca życia mogę już nie usiąść na koniu, przepłakałam kilka nocy i naprawdę zaczęłam się ich obawiać. Tak zostało do tej pory i chyba nie mam ochoty tego zmieniać.
Odetchnęłam z ulgą, gdy Salwador stał już w swoim boksie głośno rżąc na widok paszy. Wyszłam ze stajni ówcześnie sprawdzając czy wszystko jest na swoim miejscu, po czym udałam się do naszej kanciapy. Znoszone bryczesy zamieniłam na dresy, zdjęłam sztyblety ubrudzone z każdej strony błotem, a na ich miejsce wsunęłam równie brudne conversy, obcisłą bluzę zmieniłam na szeroką kurtkę, a poczochrane włosy zebrałam w koczka. Chwyciłam swoją torbę treningową i klucze. Wychodząc natknęłam się na prezesa.
-A ty wciąż tutaj? Ida, co za dużo, to niezdrowo -zaśmiał się.
-Zbieram się już do wyjścia, do zobaczenia.
-Ida! -krzyknął, gdy byłam już nieco oddalona.- Byłbym zapomniał. Możesz być pewna, że w tym miesiącu dostaniesz premię. Widzę, jak wiele robisz dla stadniny i muszę to wynagrodzić -puścił mi perskie oczko, a ja w odpowiedzi tylko się uśmiechnęłam. Zadowolona ruszyłam w kierunku auta.
Siedziałam wygodnie na łóżku po uszy przykryta kocem, z kotem na kolanach i książką w ręce, pałaszując Pieguski, kiedy usłyszałam pukanie do drzwi.
-A kogóż tu niesie -mruknęłam w kierunku Fokusa, który tylko krzywo na mnie spojrzał, po czym wygrzebałam się z łóżka i odruchowo poprawiłam włosy ruszając w kierunku drzwi.
-Dobry wieczór -uśmiechnęła się do mnie dwójka bardzo wysokich ludzi stojących przed moim progiem. Odwzajemniłam niepewnie uśmiech od razu uprzedzając, że chyba pomylili adresy.
-Nie, na pewno nie -uśmiechnęła się kobieta.- Ja jestem Ola, a to Karol. Wprowadziliśmy się niedawno piętro wyżej i organizujemy dzisiaj parapetówkę. Przyszliśmy uprzedzić, że może być głośno.
-Nie zdziw się, jeśli ujrzysz drepczących po klatce wielkoludów, bo to na pewno nasi goście, siatkarze -niejaki Karol uzupełnij wypowiedź swojej dziewczyny, a ja tylko kiwałam głową uśmiechając się sztucznie w ich kierunku. Jeszcze raz przeprosił za hałas, po czym wręczył mi czekoladę w ramach rekompensaty.
-A może wpadniesz? -zaproponowała Ola, gdy już miałam zamykać drzwi.
-Nie, dziękuje. Mam inne plany -wytłumaczyła, po czym jeszcze raz się pożegnałam i zatrzasnęłam drzwi. Żadnych planów nie miałam, tak samo, jak nie miałam ochoty spędzać sobotniego wieczoru w towarzystwie niewyżytych siatkarzy miejscowego klubu.
Korzystając z tego, że jestem na nogach, skierowałam się do łazienki i nalałam wody do wanny. Zrzuciłam z siebie ubrania, po czym wskoczyłam do wanny wypełnionej pianą o malinowym zapachu i doznałam błogiej chwili odprężenia. Jednak nie było mi dane porządnie odpocząć, gdyż kilka minut później usłyszałam, jak ktoś dobija się do moich drzwi. Ubrałam bieliznę, owinęłam się ręcznikiem i mokrymi stopami ruszyłam w kierunku drzwi.
-Przecież wyraźnie powiedziałam, że nigdzie się nie wybieram -mruknęłam pod nosem, po czym zamaszystym ruchem ręki otworzyłam drzwi. Stanęłam jak słup soli, a moje usta automatycznie ułożyły się wielką literę 'O', widząc kto przed nimi stoi. On był równie oszołomiony, a jego wzrok wędrował po mnie z góry na dół, uważnie obserwując krople wody spływające po moim ciele.
-Chyba pomyliłem drzwi -mruknął zachrypniętym głosem wciąż nie odrywając ode mnie wzroku.
-Chyba nawet na pewno -wypaliłam z prędkością światła, po czym spróbowałam zamknąć drzwi, jednak on skutecznie mi to utrudnił.
-Ale ja się nigdzie nie wybieram, Piegusku -uśmiechnął się cwaniacko bez pytania wkraczając do mojego mieszkania. Zdenerwowana miałam wylać z siebie potok słów, które miały go stąd wypędzić, jednak kiedy pomachał mi przed nosem butelką ulubionego wina zrezygnowałam i ruchem ręki wskazałam na salon, a sama udałam się do garderoby.
~*~
Rozdział jest stanowczo za długi.
Za mało w nim Kurka.
Za dużo w nim mnie i moich przeżyć.
Nie podoba mi się.
Przepraszam.
Ale pisząc go, uświadomiłam sobie, jak bardzo brakuje mi jazdy, koni, wiatru we włosach i bolących od siodła ud...
Ahhh, jeździłam konno, przez rok i również mi się wszystko teraz przypomniało! Kochałam to nad wszystko, a jednak straciłam zapał, potem doszedł brak jakiegokolwiek czasu i wszystko się posypało. Aż bym sobie w tym momencie wskoczyła w siodło, oj tak.
OdpowiedzUsuńA mnie się za to rozdział bardzo podoba! Nawet nie przeszkadzają mi zdawkowe ilości Bartka, gdy jest mowa o jeździectwie. Kurek był, króciutko, ale za to jak dosadnie! Wparował Idzie do mieszkania z jakimś drogim winiaczem, huhu ;> (wybacz za podwórkową gwarę, ale winiacz tak ładnie brzmi hahahaha). Jestem ciekawa, jak dalej potoczy się ten wieczór i podejrzewam, że będzie interesująco ;)
Ten Kurek to jednak wie, jak pomylić drzwi, a może był taki cwany, że nic nie mylił? Końcem końców i tak osiągnął swój cel, więc czego chcieć więcej? ;)
Niecierpliwie czekam na następny! ;*
(w końcu mam szansę być pierwsza, ciekawe, czy mi się uda)
druga !:)
OdpowiedzUsuńoesu, nawet jak czytałam początek, to aż mi się przypomniało jak sama jeździłam. Cudowne uczucie siedzieć na takim cudownym stworzeniu, i wiem jak to jest, jak Ci tego brakuje.. ale teraz bym sobie siadła, z wielką chęcią. :(
UsuńA cd. rozdziału, podpisuję się pod tym, że mi się strasznie spodobał!
Pojawił się Karolek, którego baardzo lubię, i tutaj też pewnie będę darzyć sympatią wielką! A i pojawił się Kurek, choć było go mało, to pojawił się w nietypowej a może i typowej sytuacji, i już czekam na szpileczkach na nowy, cóż to będzie z Panią Piegusek i Bartoszem!:D
całuję!:*
TRZECIA <3
OdpowiedzUsuńPrzeczytane w szkole na chemii (zła ja^^), także biorę się za komentarz. Może ja nie mam wspomnień związanych z jeździectwem, ale też mam coś za czymś tęsknie/tęskniłam. Kiedyś po 4 latach mój zapał do karate się wypalił i nie powiem, czasem jeszcze miałam momenty ,że żałowałam, brakowało mi tego, także doskonale wiem co czujesz, na szczęście zapełniłam tą pustkę w sercu siatkówką. Akcja się rozwija i powiem Ci ,że mnie Twoje przemyślenia wcale, a wcale nie przeszkadzają, wręcz przeciwnie. Pojawił się Karol jak sąsiad i już jestem pewna ,że Ida będzie mieć niezwykle wesoło. Pojawienie się Bartka, przypadek? Jakoś szczerze powiedziawszy nie chce mi się wierzyć ,że tak po prostu pomylił mieszkania, choć wcale tej opcji nie wykluczam. A takie bezpośredni Bartek mnie kupuje w całości! I nie gadaj ,że zły bo przysięgam Ci ,że Cię dopadnę! Bo rozdział jest genialny i czekam niecierpliwie na więcej!
UsuńŚciskam ♥
Zaraz jestem z powrotem. <3
OdpowiedzUsuńKonie? Tylko raz na takowego wsiadłam i już więcej tego nie zrobię! :D
UsuńOd razu polubiłam tą dziewczynę. Jest taka normalna, jak chyba każda z nas. Miała nieudane dzieciństwo, bo trzeba to nazwać po imieniu. Jej rodziciele nie zważali na jej pasje tylko na swoje własne. Dlatego też nie byli dumni ze starszej córki, która nie szła w kierunku ich marzeń. Na szczęście mogła opierać się w ciężkich chwilach na swoim dziadku, który był dla niej najprawdopodobniej jedynym człowiekiem, którego kochała z całego serca. Mimo nacisku ze strony rodziców w chwili przekroczenia granicy pełnoletności wyprowadziła się do Bełchatowa, miasta elektrowni i siatkówki.
"Może być głośno". Karol, mogłeś powiedzieć, że w najgorszym wypadku sufit się zawali, a nie wciskać kit, że lekko przekroczycie dopuszczalną na osiedlu wartość decybeli.
No i na końcu został nam Bartosz. Kurek na chama wjechał z buciorami do jej mieszkania. Ale że przyniósł ze sobą dawkę drogiego napoju o wartości procentowej nie widzimy żadnego problemu i nieprzyzwoitości ze strony przyjmującego! Ciekawe co będzie jeżeli zaczną jego "degustację" ...
Całuję! <3
Ej no ja ty będę zaglądać, tylko daj mi czas na nadrobienie, co? ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :*
Konie to cudowne stworzenia, może i nie mam jakiegoś wielkiego doświadczenia ale naprawdę to niesamowite uczucie.
OdpowiedzUsuńCo do zdania "Kurka za mało" się zgodzę, ale rozdział nie jest za długi. Mam nadzieję, że Karolo będzie się częściej pojawiał, bo go wielbię. Piegusek- jak słodko;)
Całuję, Daja;*
Padne. Komentarz pisze trzeci raz... Ale pomijam. Konno probowalam jezdzic ale nie spodobalo mi sie to i w ogole nie czuje tej eksxytacji. Ale nalezy wziasc pod uwage to ze Ida robi co kocha.
OdpowiedzUsuńI ja bym nie wzgardzila takim Kurkiem przed drzwiami z butelka ulubionego wina :-D
Cholera, mi też tego brakuje.
OdpowiedzUsuńCzekam na więcej Kurka.
A!, bardzo mi się tu podoba. ;)
To chyba jedyne opowiadanie, ktore tak cholernie przypomina mi moje zycie. Mlodsza siostra wiecznie podziwiana przez rodzicow, chec ucieczki od rodziny, jazda konna... Wszystko. Wspaniale opowiadanie, zostaje na pewno.
OdpowiedzUsuńWspaniały blog :) Twoje przemyślenia mi się bardzo podobają. Braku Kurka nie zauważyłam, byłam chyba za bardzo w rozdział wczytana i do tego ta ostatni fragment :D Ogólnie fajnie też, że Ida ma taką pasję, ja nigdy na koniu nie siedziałam, ale z daleka lubię popatrzeć ^^
OdpowiedzUsuńJaki za długi, ja cię proszę! Uwielbiam długie rozdziały. I jest naprawdę w porządku. Jest Kurek, który się wprasza tym swoim wielkim cielskiem do nie tego mieszkania, jest pasja Idy, która pomaga jej w codziennym życiu, są wspomnienia z młodości, jest naprawdę dobrze, nie wiem, dlaczego narzekasz. Historia się rozkręca:)
OdpowiedzUsuńPozdrowienia!